Kiedy byłem na pierwszych latach studiów w naszym
Seminarium w Ołtarzewie, ośmieliłem się jednemu z ciut starszych
Współbraci powiedzieć, że coś moim zdaniem należy zrobić tak i tak.
Chodziło chyba o jakąś organizację naszej codziennej modlitwy. Co
usłyszałem w odpowiedzi? Jedno z najmądrzejszych zdań w życiu:
„Wystygł mistyk, wynikł cynik”.
Nieźle. Ja tu chcę naprawdę dobrze, staram się, a ktoś tak
bezceremonialnie ustawia mnie do… właściwego poziomu. Poziomem jest
starać się zawsze. Kto z nas nie chciałby być mistykiem? Kto nie
chciałby znaleźć możliwie najbardziej bezpośredniego doświadczenia
Boga? Kto nie chciałby żyć tak, by w każdej chwili dotykać Boga, by
ktoś obok mógł o nas powiedzieć: „ten, ta, jest wyjątkową osobą”? I
przychodzą takie chwile, kiedy tego naprawdę chcemy. Ba! Nawet
bierzemy się w garść i robimy coś, żeby naprawdę poczuć się kimś
wyjątkowym. Zdarza się to szczególnie w latach młodości. Nasze serca
robią zdjęcia. Dobrze jest mieć piękny, gruby album takich fotek. To
znakomite, gdy w życiu mamy do czego wracać. Np. gdy nasza ulubiona
książka staje się tym, co motywuje nas do jak najlepszego życia.
Albo film – oglądamy ze wzruszeniem sceny, które uczą nas, co znaczy
być Człowiekiem. Albo dzień zawarcia sakramentu małżeństwa czy śluby
zakonne tudzież święcenia kapłańskie – nie wyobrażam sobie, żeby
taka chwila nie była ukojeniem – w przeżywanych dzisiaj największych
nawet trudnościach – że to wtedy właśnie zrobiliśmy przecież
najgłębszego nurka w PRAWDZIWĄ MIŁOŚĆ. Tylko, że jest trochę kłopot
z oglądaniem tych zdjęć. Bo „o, było” – mówimy często – z jednej
strony z pasją, że doświadczyliśmy pięknych chwil, a z drugiej
strony – ze strasznym poczuciem beznadziei, że już nigdy tak pięknie
nie będzie. Jak nie będzie? To fakt – starzejemy się, męczymy,
dotykają nas coraz mocniej światowe niepokoje czy jakieś nowe
choroby. Ale to wszystko, to skutek grzechu. Jak nie naszego
osobistego czy innych ludzi – bliskich i niebliskich – to grzechu
pierworodnego. Niestety, grzech zepsuł porządek Wszechświata i pełen
miłości
zamysł Boga. Grzech to pierwsza sprawa, której trzeba się pozbywać.
„O, było” – mówisz tak patrząc na piękne chwile życia, jednocześnie
zgadzając się na to, by nie chcieć ich powtórzyć? Bóg ZAWSZE daje
młodość, nową pasję w wierności. Sakrament małżeństwa może być
najpiękniejszą chwilą w życiu, ale jego rocznica jeszcze
piękniejszą! Jeżeli jesteś
zmęczona, zniechęcony, to tym bardziej trzeba Go prosić, by wypalał
w Tobie grzech, tym częściej trzeba klękać przed kratkami
konfesjonału, by stać się wrażliwszym/ą/ na świat, który żebrze
naszej służby i troski. Bo inaczej łatwo stać się cynikiem i gadać
do siebie i wszystkich wokoło, że nie warto być Człowiekiem.
Pięknie, że „o, było”, ale piękniejsze ma być to, co jest.
xp